sobota, 2 listopada 2013

One Part 7 /Leonetta: Choroba cz.1 / Catvang

Kolejny raz dziewczyna siedziała i czekała na swojego lekarza. Czekała tam jak skazaniec na wyrok. Nie wiedziała czy jej stan się pogorszył czy polepszył. Bała się swoich wyników. Wiedziała, że nie będą złe, ale wolała o tym nie myśleć. Zastanawiała się dlaczego ją to przytrafiło. Nikt nie znał na to odpowiedzi. Po prostu Bóg tak chciał. Chciał ją już mieć przy sobie. Nie dane jej było zostać za ziemi przy jej ukochanej rodzinie. Miała tylko jedną osobę. To był jej najlepszy przyjaciel. On jedyny nie wiedział o chorobie dziewczyny. Nie chciała mu mówić ponieważ by się tylko przejmował. Nagle do białego pomieszczenia wszedł lekarz z miną która nic nie mówiła. To było dla niej najgorsze. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Postanowiła zapytać.
-Doktorze. I jak wyniki?
-Wyniki nie wyszły najgorzej lecz nie lepiej niż tydzień temu. Rak szybko się rozwija. Nie wiemy ile zostało pani życia.
Widać było, że lekarz mówił to z przejęciem. Mężczyzna podał Castillo kartkę z wynikami w pospiesznie wyszedł aby dziewczyna nie zalała go lawiną pytań. Violetta wstała z zimnego siedzenia i skierowała się do wyjścia. Załamana opuściła szpital. Nie wiedziała jak ma to powiedzieć najbliższym. Bała się ich reakcji. Wchodząc do swojego mieszkania załamana padła na miękką sofę i zaczęła płakać. Nie wiedziała co zrobić. I tak umrze. Zastanawiała się tylko jak to powiedzieć Verdasowi. Nie chciała go ranić. Wiedziała jak to się skończy. Postanowiła się ogarnąć. Nie wiedziała kiedy Leon przyjdzie do jej mieszkania. Codziennie do niej przychodził pogadać. Schowała kartkę do szuflady zamykanej na kluczyk i pobiegła do łazienki. Postanowiła wziąć kąpiel. Wróciła się do swojej sypialni po strój i wróciła się do łazienki. Odświeżyła się i pomalowała na nowo. Po skończeniu całego procesu odświeżenia usłyszała dzwonek do drzwi. Nieświadoma tego kto tam stoi otworzyła drzwi. Stał tam przystojny brunet. Przyjaciel dziewiętnastolatki. Wpuściła go do środka.
-Chcesz coś do picia?
-Jak już pytasz to poproszę kawę.
Dziewczyna nic na to nie odpowiedziała tylko udała się do swojej kuchni w celu zrobienia napoju. Nagle poczuła silny ból w brzuchu i upuściła czajnik z wodą. Hałas ten usłyszał Leon i natychmiastowo przybiegł do swojej przyjaciółki. Zauważył, że leży ona na podłodze i nie może wstać. Wziął ją na ręce i zaniósł do salonu kładąc ją na sofie. Starał się rozbudzić dziewczynę, ale nic nie dawało pozytywnych rezultatów. W końcu postanowił pójść po wodę. Nalał do szklanki wodę i wrócił do swojej nieprzytomnej przyjaciółki. Pokropił ją kilkoma kropelkami napoju a dziewczyna po krótkim czasie się obudziła. Zestresowany całą tą sytuacją chłopak odetchnął z wielką ulgą i opadł na wygodny fotel. Nieświadoma tego co się stało dziewczyna powoli wstała do pozycji siedzącej lecz od razu spadła do wcześniejszej pozycji.
-Co się stało Violu?-zapytał się dziewczyny chłopak.
Violetta nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie chciała mu mówić o swojej chorobie więc postanowiła skłamać.
-Poślizgnęłam się.-nastała między nimi niezręczna cisza którą dziewczyna próbowała złagodzić.
-Leon zaniesiesz mnie do pokoju. Sama nie dam rady.
Verdas nic nie odpowiedział tylko wziął dziewczynę na ręce i zaniósł do jej sypialni po czym wyszedł z jej mieszkania zamykając zapasowymi kluczykami drzwi wejściowe.
Następny dzień
Castillo obudziła się za pomocą promyczków słońca które przedzierały się do jej pokoju. Nie pamiętała co się dnia wczorajszego stało. Nagle wspomnienia przyszły do niej ze zdwojoną siłą. Przypomniała sobie jak go okłamała. Nie mogła sobie tego wybaczyć lecz nie mogła inaczej postąpić. Po chwili zorientowała się, że jest w ciuchach w których wczoraj chodziła. Postanowiła więc, że pójdzie pod prysznic. Wzięła potrzebne ciuchy i wybrała się do łazienki. Szybkim ruchem ręki zdjęła z siebie ubranie w którym spała. Powoli weszła pod prysznic bojąc się, że się przewróci. Starannie wybrała opcję ciepłej wody i delikatnie odkręciła kran. Woda leniwie latała po jej ciele. W tym momencie nie myślała o niczym. Miała święty spokój od świata rzeczywistego. Lecz co dobre nie trwa wiecznie. Wzięła ręczniki które wisiały. Okryła się jednym a drugim zrobiła kokon ze swoich włosów. Podeszła do szafki i wyjęła z niej suszarkę do włosów. Wysuszyła starannie włosy i zrobiła lekki makijaż a na samym końcu się ubrała. Po skończeniu porannych czynności posprzątała po sobie i poszła do kuchni zrobić małe śniadanie. Będąc w kuchni nabrała ochoty na sałatkę owocową więc ją sobie zrobiła. Ws trakcie jedzenia śniadania za wibrował jej telefon co informowało ją o przychodzącej wiadomości. Podeszła do torebki i wyjęła z niej telefon komórkowy i odczytała wiadomość:

Spotkajmy się o 10 w parku niedaleko twojego domu.

Chciała się przekonać kto wysłał jej tego SMS-a więc sprawdziła nadawcę. Nadawcą okazał się jej przyjaciel Leon. Spokojnie spojrzała na zegar wiszący w kuchni. Zegar wskazywał godzinę 9:30 więc dziewczyna spokojnie mogła dokończyć rozpoczęte śniadanie. Po zjedzonym posiłku spojrzała na godzinę. Była 9:47 więc spokojnie mogła już wychodzić. Szybkim krokiem wyszła z mieszkania i zamknęła go na klucz. Już nieco wolniej poszła do wyjścia. Wchodząc do parku zauważyła już siedzącego przyjaciela. Wyglądał jakby się stresował. Powtarzał coś sobie. Było to widać po poruszanych przez niego wargach. Niepewnym krokiem podeszła do kolegi i przywitała się z nim.
-Hej Leon.
-Hej Violu.-wypowiadając to słowo przytulił ją.
-A więc po co chciałeś się spotkać?
-A więc chciałem ci powiedzieć, że przyjaźnimy się już od dłuższego czasu... dokładnie dwa lata... no i ten ja chciałem ci powiedzieć, że... nie nie powiem tego...
-Leon powiedz nie bój się.
-No bo chyba się w tobie zakochałem... i chciałem się ciebie zapytać czy czujesz to samo...
Gdy dziewczyna usłyszała słowa przyjaciela momentalnie do jej oczu napłynęły łzy. Nie mogli być razem ponieważ ona jest chora na białaczkę.
-Leon... my nie możemy...-powiedziała dziewczyna płacząc i uciekła z parku.

___________________
Wiem, że krótki, ale następny postaram się dodać trochę dłuższy xD
Mam nadzieję, że mi się uda.

/Catvang

Evelcia:
Haha a tu wasza kochana Ja xD
Głosujcie w ankiecie, bo muszę wiedzieć kto ma rację xD Chodź wiadomo że Minionki do kosmicie, ale Natalia nie podziela mojego zdania xD
 Evelcia <33

One Part 6/ Marcesca: Łzy cz. 1 / Evelcia

Śliczna brunetka szła pewnym krokiem korytarzem szkolnym, jej włosy powiewały z powodu jej szybkiego kroku, uśmiechała się zimno do wszystkich, a jej serce pękało. Weszła do sali tanecznej która świeciła pustkami, lustra które były na każdej ścianie dodawały temu miejscu tajemniczej atmosfery. Dziewczyna podeszła do okna i położył na nim swoją torbę i laptopa. Z urządzenia puściła melodie do Summer Paradise, a jej nogi same rwały się do tańca. Tańczyła perfekcyjnie, taniec to jej życie chciała znać jak najwięcej układów. Od dziecka pragnęła zostać profesjonalną tancerką, tańczyć w programach, w teledyskach, być sławna na całym świecie. Wiedziała że jej marzenia się nie spełnią, bo kto by chciał być fanem dziewczyny która sądzi że jest najlepsza? Która nie przejmuje się losem innych? Która może zrobić wszystko? To były tylko pozory, naprawdę dziewczyna jest ciepła, miła i przyjazna, ale tylko gdy ma poczucie bezpieczeństwo i wie że ktoś ją wspiera. Niestety straciła jedyną osobę której ufała, przez co się diametralnie zmieniła. Na samo wspomnienie tamtego dnia dziewczyna usiadła na zimnym parkiecie.

Był chłodny jesienny wieczór, mgła zbierała się nad powierzchnią ziemi, ludzie już dawno spali zamknięci w domach, ale nie one, dwie nierozłączne przyjaciółki- Violetta i Francesca, Francesca i Violetta. Jak by nie było, to one zawsze się wspierały i pomagały sobie i innym, zawsze uśmiechnięte i uprzejme. Wszystko było wspaniale, lecz gdy przyjaciółki wracały do domu, to Viola spadła z krawężnika prosto pod koła rozpędzonego tira, zginęła, nigdy już się nie zaśmiała, nie zapłakała i nie pomogła. Jej marzenia się nie spełniły i nigdy nie spełnią. Francesca płakała, jej przyjaciółka zginęła na jej oczach, a ona nie mogła nic zrobić. Karetka nawet nie przyjechała, nikt nie dawał jej szans już, wiedzieli że odeszła od nich, ale włoszka nie dopuszczała do siebie tej myśli, mimo że dokładnie widziała całe zdarzenie, nie potrafiła w to uwierzyć.

Po bladym policzku włoszki spłynęła jedna przeźroczysta łza. Miną rok, dokładny rok, a ona nadal w to nie wierz. Po śmierci Violetty zmieniła się, obwiniała siebie o jej śmierć i krzywdziła innych by oni też poczuli ten ból który jej towarzyszył na każdym kroku, gdzie nie spojrzała przypominały jej się chwile spędzone z nią, były najlepszymi przyjaciółkami i wszędzie chodziły razem, dlatego każde miejsce które odwiedza Francesca kojarzy jej się z Violą. Tęskni ale nie daje po sobie tego poznać. Woli być zimna dla innych, niż żeby ktoś się nad nią litował.
Dziewczyna wstała z posadzki, po czym skierowała się po swój telefon. Nawet nie wiedziała kiedy weszła na folder ze zdjęciami, była tam ona i szatynka. Po policzku brunetki spłynęła kolejna gorzka łza, nie starła jej, tak dawno dawała upust łzom, dawno płakała, starała się być zimną bez uczuciową dziewczyną i wychodziło jej to. Choć przyrzekały sobie że zawsze będą sobą nawet jeśli druga odejdzie. Kolejna gorzka łza wypłynęła z jej oczu. Tej również nie starła, ale zrobił to ktoś inny. Dziewczyna oderwała wzrok od komórki i spojrzała w górę, jej oczom ukazał się wysoki brunet o pięknych, błyszczących, brązowych oczach.
-Nie wiedziałem że płaczesz.- powiedział i starł kolejną gorzką łzę która spływała po lekko zaróżowiałym policzku włoszki. Dziewczyna spojrzała w jego oczy i powiedziała łamiącym się głosem.

-Ja też mam uczucia, a moje serce nie jest z kamienia i tak mam serce. Nawet ja czuje radość, złość i smutek. Nie cieszy mnie smutek innych. Nie wściekam się widząc szczęście ludzi. Nie płacze bo złamie paznokcia. Nie jestem taka jak wszyscy sądzą.- te słowa urzekły chłopaka, były piękne i głębokie. Od zawsze wiedział ze dziewczyna jest inna niż ludzie o niej sądzą. Nigdy nie widział jej w takim stanie, nigdy nie widział jak płacze. Sądził że ona nie płacze. Mylił się. Mylił się co do niej. Francesca ściągnęła delikatnie jego rękę ze swojego policzka, złapała torebkę i laptopa, po czym ruszyła ku wyjściu. Lecz poczuła jak ktoś łapie ją za rękę i odwraca w swoją stronę. Dziewczyna stała teraz twarzą w twarz z chłopakiem, patrzyli w swoje oczy, nie liczyło się nic co dzieje się na około, liczyli się tylko oni i ta chwila.
Włoszka szybko się otrząsnęła i wybiegła z sali. Otworzyła się przy Marco, a nie było to w jej zwyczaju. Gdy była z nim czuła motylki w brzuchu, lecz tego nie chciała, wiedziała że jeśli się zakocha to się zmieni, a nie chciała tego. Mimo że nie podobała jej się to jak się zachowuje, ale tylko tak mogła oderwać się od wspomnień które towarzyszą jej na każdym kroku.
~~~~
Siedziała na cmentarzu, płakała, wylewała mnóstwo łez i nie mogła przestać. Patrzyła na grób swojej przyjaciółki która zawsze była przy niej, pocieszała ją, uspokajała i rozweselała. Włoszka pogładziła wyryty napis na nagrobku.  
*Violetta Castillo*
Urodzona 01.04.1995 r.
Zmarła 08.10.2012 r.

Wiedziała że przyjaciółka ją obserwuje i nie jest szczęśliwa z powodu zmiany brązowookiej. Ta myśl dobiła dziewczynę jeszcze bardziej, kolejne słone łzy zaczęły wypływać z jej oczu, ponownie otarła ją ręka chłopaka. Francesca podniosła powieki ukazując przy tym swoje piękne niczym bursztyny oczy, zobaczyła tą samą osobę co dzisiaj rano w sali tanecznej. 
-Masz racje jesteś inna niż ludzie sądzą.- wyszeptał chłopak i przytulił ją do siebie, dziewczyna nie protestowała tylko wtuliła się w jego gorący tors Marco.- Źle Cię oceniłem, ty też masz uczucia tylko boisz się je okazywać.- powiedział i przytulił ją jeszcze mocnej, jak by bał się że może uciec. Teraz zauważył że pod maską zimnej diablicy kryje się krucha i miła dziewczyna, tylko się zagubiła i nie wie jak wyjść z tego labiryntu zmartwień.- Pozwól mi odnaleźć prawdziwą Francesce.- poprosił, chciał poznać prawdziwą ją, chciał usłyszeć jak się śmieje, chciał dla niej jak najlepiej.
-Pozwalam.- wyszeptała, a z jej oczu poleciała kolejna łza, tym razem łza szczęścia. Cieszyło ja to że ktoś wreszcie w nią uwierzył, że może być przy nim sobą, że jest.
***************************************************************************
Nawet mi się podoba xD 
Niedługo pojawi sie druga część :D 
Wiem ze miał być wczoraj, ale co chwilę pisałam kasowałam bo nie miałam pomysłu.
Aż tu nagle o pierwszej w nocy BUM! Dostałam olśnienia! Normalnie światełko zaświeciło się w tej mojej mojej małej pustej główce xD 
A no właśnie! Ktoś mi sie włamał na bloggera dlatego teraz mam
 nowe konto i nazywam się Evelcia Comello :D 
Evelcia<33

wtorek, 29 października 2013

Hej :**

No więc tak, jestem nowa Marcela Ferro ^^
Możecie mnie znać z tego bloga : http://magicznaprzyjazniludmiivioli.blogspot.com/  lub tego : http://milosneopowiescitomasettafemeilaitd.blogspot.com/
Dołączyłam do dziewczyn i postanowiłam zacząć pisać o prze Cares, czyli Camili i Andresie. Wybrałam ich z wielu względów, ale i tak najbardziej kocham Fedemiłę ♥ Natalia i Ewa postanowiły że będą opisywać po jednej z par, zaczerpnęły ten pomysł z innego bloga :*
Mam nadzieję że mnie zaakceptujecie *.* Całuję ♥
MARCELA *.*

poniedziałek, 21 października 2013

Hejka :D

Wiem, że to nie jest One Part, ale się nie gniewajcie. 
Chciałabym napisać coś od siebie. 
No więc założyłam bloga. 
A oto on:
http://zycie-nie-jest-zawsze-szczesliwe.blogspot.com/
Jest o Violettcie.
Mam nadzieję, że wpadniecie. :D

/Ciasteczko0

sobota, 19 października 2013

One Part 5/ Fedemiła: Artykuł cz.1/ Ewka i Ciasteczko

Pewna młoda dziewczyna szła spokojnie słonecznymi ulicami Buenos Aires. Było słonecznie i wesoło. Jakby wszystkie problemy i troski zniknęły. Wiatr lekko wiał tak aby włosy mogły spokojnie powiewać na wietrze. Szła wolnym krokiem do kawiarenki której jest właścicielką. Będąc w parku usłyszała melodie, piękną melodię. Znała ją ponieważ to jej ulubiona piosenka. Nuciła ją sobie pod nosem. Próbowała złapać rytm. Gdy go złapała zaczęła śpiewać. Poniosło ją, ale się tym nie przejmowała. Tańczyła i śpiewała. Przed nią ktoś położył kubek po kawie. Ludzie zaczęli wrzucać tam pieniądze. Gdy skończyła tańczyć wszyscy bili jej brawo. Ona też zaczęła bić brawo, ale dla grajków ulicznych. Dziewczyna spojrzała w wnętrze kubka. Było tam dużo banknotów. Wzięła papierkowe naczynie i podeszła do bezdomnego człowieka. Podała mu kubek. Uradowany człowiek bardzo dziękował kobiecie. Jej te pieniądze nie były potrzebne. Miała tyle ile potrzebowała, ale miała też dobre serce. Dlatego dała mu pieniądze. Dochodząc do kawiarenki weszła tylną stroną baru. Wyciągała rękę do klamki, ale nie udało jej się to ponieważ ktoś otworzył drzwi szybciej. Upadła. Ktoś uderzył ją z drzwi w czoło. Lekko zła dziewczyna spojrzała na sprawcę wypadku. Zobaczyła wysokiego mężczyznę. Miał wysoką grzywkę, marynarkę i rurki. Dobrze znała tę osobę. To był Federico Pasquarelli. Niezbyt za nim przepadała ponieważ uważał się za lepszego od innych gdyż był sławną gwiazdą. Wstała. Już otwierała buzię żeby na niego nakrzyczeć lecz on zamkną jej ją przykładając rękę.
-Jak nie zaczniesz krzyczeć do dam ci bilety na mój koncert.-powiedział chłopak.
Dziewczyna zabrała rękę z jej ust. Wyciągnęła chusteczkę z torebki i z obrzydzeniem wytarła usta.
-Gdybym jeszcze chciała iść na twój koncert.-odpowiedziała zdenerwowana kobieta.
-Jak to nie? To ty nie jesteś moją fanką?
-A na taką wyglądam?-Odpowiedziała zniesmaczona Ferro.
-Przecież wszyscy mnie lubią.
To najbardziej denerwowało Ludmiłę w jego zachowaniu. Był za bardzo pewny siebie.
-Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.- powiedziała.
Już kierowała się do drzwi lecz on złapał ją za nadgarstek. Zakręcił nią i odsunął jak najdalej od drzwi.
-Chcę z tobą porozmawiać.
-Nie każdy ma to czego chce.-odpowiedziała pewnie.
-Chociaż powiedz mi jak masz na imię.
-A po co ci moje imię? I tak zaraz mnie i moje imię zapomnisz.
-Chociaż powiedz proszę.-Cisza nic nie mówiła.-pierwszy raz kogoś o coś proszę więc uszanuj to.
-Ludmiła pasuje? Ty nie musisz mi się przedstawiać. Federico. Każdy cię zna. Powiedziałam ci moje imię więc mogę już iść? Może mi nie pozwolisz?
-Nie jestem tym za kogo mnie uważasz.
-A skąd możesz wiedzieć co ja myślę. Ja wiem, że jesteś wielką gwiazdeczką która ma to co chce i nie wie co to jest normalne życie.-powiedziała dziewczyna.
Federico stała ciągle z ręką na jej nadgarstku. Nie wiedział co odpowiedzieć.
-Puść mnie.-powiedziała groźnie Ferro.
-A jak nie chcę?
-No to patrz.-powiedziała pewnie dziewczyna. Chłopak nie wiedział co chce ona zrobić.-Aaa Federico Pasquarelli aaa.
Ludmiła zaczęła krzyczeć jak najgłośniej może jego imię aby każdy ją usłyszał. Zgraja nastolatek biegła w ich stronę z różnymi notatnikami i długopisami do autografów. Ludzie okrążyli gwiazdę. Chłopak chciał się wydostać lecz nie mógł. Zaczął krzyczeć:
-Ludmiła zaczekaj.
Dziewczyna z satysfakcją z tego, że za nią nie pójdzie pomachała mężczyźnie palcami i powiedziała grzecznie:
-Papa Federico.
Zaczęła kierować się w stronę drzwi. Otworzyła je i weszła do lokalu jeszcze zerkając na chłopaka. Właśnie robił sobie zdjęcie z jakąś fanką. Weszła do środka rozglądając się czy pracownicy pracują zgodnie z ich grafikiem. Podeszła do kasy i wymieniła się z chłopakiem stojącym tam. Cały dzień myślała o chłopaku spotkanym rano. Nie mogła zapomnieć o jego Cudownych oczach. Będąc już w domu położyła się na łóżko i zasnęła.

Blondynka wstała bardzo wcześnie jak na nią bo punkt siódma była już na nogach i robiła sobie poranną kawę. Gdy woda się gotowała Ludmiła wyszła po gazetę która leżała na wycieraczce pod jej drzwiami. Szybko złapała przedmiot, a akurat w tym czasie czajnik zaczął piszczeć. Dziewczyna rzuciła gazetę na stół i poszła zalać sobie kawę. Gdy już przygotowała napój siadła do stołu i zaczęła czytać artykuł o Federico Pasaquelli i jego nowej dziewczynie, popijając kawę.
Federico Pasquarelli ma nową dziewczynę?
Ostatniego ranka( 10.18.2013r.) Federico był widziany z piękna blondynką, na tyłach małej kawiarni.
Nikt nie wie co się tam wydarzyło, albo co miało się wydarzyć.
Pewnie by było ciekawiej gdyby nie to że piękne chwile które Federico spędzał ze swoją dziewczyną zostały przerwane przez tłum oszalałych fanek.
Wiadomo nam że po przyjściu fanów dziewczyna odeszła.
Lecz udało nam się zrobić im zdjęcie, od razu widać że patrzą na siebie z miłością.


Gdy dziewczyna skończyła czytać artykuł wypluła kawę która właśnie piła. „Jak ktoś mógł pomyśleć że jestem z tym idiotą co ma grzywkę na dwa metry?! Ale jest mały plus, napisali że jestem piękna.” pomyślała dziewczyna. Szybkim krokiem wstała od drewnianego mebla i skierowała się do swojego laptopa. Odpaliła komputer i weszła na wyszukiwarkę Google. Wpisała tam :
Gdzie mieszka Federico Pasquarelli?”
Nie musiała długo szukać. Miejsce zamieszkania owego mężczyzny znalazła od razu. Spisała na kartkę adres i wyłączyła komputer. Pomaszerowała do swojego pokoju by się ubrać. Dość długo szukała ciuchów odpowiednich na dzisiejszy dzień. Ciuchy wzięła do ręki i pobiegła do łazienki zrobić się na „bóstwo”. Gdy wyszła z łazienki była godzina 9:34. Ruszyła w stronę kuchni. Stamtąd wzięła gazetę z artykułem w którym ona się znajduję i włożyła do torebki. Gdy była tuż przy drzwiach chwyciła z haku kluczyki do samochodu. Ubrała szybko buty i wyszła. Ferro udała się do pojazdu wcześniej zamykając drzwi do mieszkania. Wsiadła do czterokołowca i ruszyła w . Po godzinnym poszukiwaniu danej ulicy znalazła posiadłość znanego piosenkarza. Wyszła z samochodu. Kierowała się w stronę drzwi. Zapukała do wielkich głębokich drzwi. Stała tam jak głupia ponieważ nikt nie raczył jej otworzyć drzwi. Gdy już chciała odchodzić usłyszała przekręcanie zamka. Drzwi się gwałtownie otworzyły. Pojawił się w nich osobiście pan Pasaquelli. Zdziwił się gdy ją zobaczył. Nie spodziewał się jej tutaj. Przecież go nie lubiła.
-co ty tu robisz?-zapytał z nutką zdziwienia.
-Nie widać? Mam sprawę.-odpowiedziała.-Czy czegoś nie zauważyłeś dziwnego dzisiaj w gazecie?
-Nie czytam gazet. Wejdź do środka nie będziesz stać w przejściu.
Federico wpuścił Ludmiłę do swojej posiadłości. Był duży a nawet bardzo duży. Można było się w nim zgubić. Chłopak zaprowadził dziewczynę do salonu.
-Kawy, herbaty, wody?-wypytywał się chłopak. Gościnność nakazywała się o to zapytać.
-Nie. Masz czytaj-podała chłopakowi gazetę i chłopak zaczął czytać na głos.
-Federico Pasquarelii ma nową dziewczynę?
Ostatniego ranka( 10.18.2013r.) Federico był widziany z piękna blondynką, na tyłach małej kawiarni.
Nikt nie wie co się tam wydarzyło, albo co miało się wydarzyć.
Pewnie by było ciekawiej gdyby nie to że piękne chwile które Federico spędzał ze swoją dziewczyną zostały przerwane przez tłum oszalałych fanek.
Wiadomo nam że po przyjściu fanów dziewczyna odeszła.
Lecz udało nam się zrobić im zdjęcie, od razu widać że patrzą na siebie z miłością.

-I co masz mi do powiedzenia?-zapytała lekko poddenerwowana.
-Co ja mam ci powiedzieć? Że przepraszam?! Co mam z tym zrobić?-cicho się wydarł na dziewczynę.
-No nie wiem może iść do wydawcy gazety i top wyjaśnić?! Mnie nie posłuchają a ciebie już prędzej.-tym razem już wydarła się na cały głos.
-Postaram się coś zadziałać, ale nie wiem czy to coś da.-powiedział już spokojniej.
-Masz czas do kończ tygodnia. Czyli masz na to trzy dni. Nie zmarnuj ich.-powiedziała i opuściła mieszkanie gwiazdy.
Minęły trzy dni a Federico nic nie zdziałał, mimo że bardzo chciał wychodziło jeszcze gorzej. Chłopak nie wiedząc co robić udał się pod dom Ludmiły. Zapukał do drzwi, a już po chwili otworzyła je mała blond włosa dziewczynka na oko 5 letnia.
-Hej.- powiedział przyjaznym głosem chłopak. Mała zlustrowała go zimnym spojrzeniem na co on się wzdrygną, a blondynka zaśmiała.
-Hej! Chyba nie boisz się dziecka.- śmiała się.
-Nie ale z kimś mi się kojarzysz.- zamyślił się chłopak, te oczy i bujne blond włosy kojarzyły mu się z kimś dopiero potem uświadomił sobie że to może być ktoś z rodziny Ludmiły.- Już wiem z kim! Z taką Ludmiłą!- krzyczał uradowany, a dziewczynka spojrzała na niego jak na idiotę.
-Ok...- wymamrotała mała, patrząc na Federico który zachowywał się jak dziecko, a mimo że ona też była dzieckiem to wiedziała sporo o życiu.- Ludmiła to moja siostra, a ja jestem Mika.- oznajmiła mała Ferro. 
-A ja jestem Federico.- przedstawił się chłopak.- Jest Ludmiła?
-Tak ale ostrzegam Cię, ona jeszcze śpi.- powiedziała ostrożnie dziewczynka, na co Pasquarelli się cicho zaśmiał.
-To może Ja ją pójdę obudzić?- zapytał się z uśmiechem, Mika zrobiła przestraszoną minę po czym pobiegła do kuchni z której wróciła z garnkiem na głowie i dwoma patelniami w ręce.- Emmm na co ci to?- śmiał się.
-Ty chcesz obudzić moją siostrę!- powiedziała groźnie.- Więc musisz wziąć patelnia, bo ona rano jak ktoś ją budzi dostaje szału.- powiedziała i rzuciła chłopakowi patelnie, która on złapał dwa centymetry przed swoją twarzą. 
-Dobra to ja idę ją obudzić.- powiedział, a Ferro zaprowadziła go pod drzwi pokoju Ludmiły.
-Pamiętaj. Jestem z tyłu. Wiesz tam dalekoooo z tyłu, jak bardzo się wścieknie to biegnij do tych metalowych drzwi i puknij w nie 3 razy.- oznajmiła mała.- Powodzenia.- szybko wybiegła z pokoju, a chłopak się zaśmiał, bo wyglądało to jag by szykowała go na wojnę. Pasquarelli podszedł po cichu do dziewczyny, po czym schylił się powoli do jej ucha i krzykną jak najgłośniej potrafił.
-WSTAWAJ !!!- dziewczyna natychmiast się zerwała z łóżka, a chłopak przyjął pozycję bojową.
-Federico! Co ty tu robisz!- krzyczała wściekła dziewczyna.- I po co ci ta patelnia?!
-Emmm…. Jaka patelnia?- powiedział po czym rzucił przedmiot na korytarz.- Ja…ten…no… chciałem ci powiedzieć że nie udało nic mi się z tym zrobić.- powiedział na jednym tchu, a dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
-Dałam ci trzy dni, a ty nic nie zrobiłeś?!- krzyczała wściekła.
-Ale mam już pomysł!- oznajmił chłopak, a dziewczyna spojrzała na niego wyczekująco.- pójdziemy do mojego menadżera!
-A co nam to da?- spytała nieświadoma o co mu chodzi.
-No bo on załatwia takie sprawy. Więc ubieraj się, a ja będę czekał z twoją siostrą na dole.- powiedział uśmiechnięty.
-A czyli już ją poznałeś.- mruknęła niezadowolona blondynka, na co chłopak się zaśmiał.
Właśnie byli w drodze do menadżera Federico. W czasie drogi nie odzywali się do siebie, nie wiedzieli jak zacząć temat. A może się bali? Jedyne co było wiadomo to że niewiedzą nic o drugiej osobie i nie chcą palnąć czegoś głupiego. Po chwili byli na miejscu. Podeszli do wielkich mosiężnych drzwi i zapukali w nie dwa razy. Po chwili drzwi się otworzył z hukiem, a w nich stał osobiście menadżer Federico- Pan Blanco.
-Witaj Federico kogo mi tu przyprowadziłeś?-zapytał niskim głosem.
-To jest Ludmiła.-przedstawił ją. Siostrę dziewczyny zostawili w recepcji aby kobieta która tam pracowała zajęła się Miką.
-Po co tu ją przyprowadziłeś?
-Abyś wyjaśnił mi tę sprawę z tym artykułem.-objaśnił chłopak.
-Jakim artykułem?-dopytywał się pan Blanco.
-Nie udawaj głupiego. O ten artykuł.-wykrzyczał zdenerwowany chłopak i podał mu gazetę sprzed trzech dni.
-Aaa. Ten artykuł. Myślałem, że chodzi o ten.-powiedział menadżer i podał gazetę z dzisiejszego dnia.
-Czytaj na głos.-poprosiła go Ludmiła.
-Federico Pasquarelii ma dziecko?
Dzisiejszego ranka (10,21,13 r.)widziano gwiazdę Federica w obecności około 5 letniego dziecka.
Podobno młody piosenkarz ma dziecko z tą dziewczyną która dotrzymywała mu towarzystwa trzy dni temu rano. Podobno jest to ich wspólne dziecko ponieważ młoda dziewczyna wyszła z mieszkania w obecności dziecka i Federica. Nie wiadomo kim jest młoda dziewczyna ponieważ nie udało nam się ustalić tożsamości, ale jak tylko się dowiemy to opublikujemy to. Nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia ponieważ gwiazdor pojawił się szybko i talk samo szybko zniknął w towarzystwie tych dwóch dziewczyn. Jeszcze dowiedzieliśmy się od menadżera Pasquarelliego, że owa dziewczyna pojedzie z tym małym dzieckiem i Federicem w trasę koncertową po Europie.
-Co to ma znaczyć?!-wykrzyknęła dziewczyna-To jest moja siostra! Ja mam z nim jechać w trasę?! Nic z tego! Musze tu pilnować mojej kawiarenki.
-Uspokój się! Dzięki temu artykułowi powiększyła się oglądalność Federica i nie możesz tego zepsuć.
-Nie muszę się zająć kawiarenką!- wykrzyknęła zła dziewczyna.
-A no właśnie, kawiarenka. Jak już o tym rozmawiamy to ty masz długi prawda?
-A co to ma z tym wspólnego?
-No więc twoja kawiarenka jest na skraju upadku i jeżeli szybko ich nie spłacisz to ci ją zamkną prawda? A ty nie masz tyle pieniędzy aby to spłacić i z twoją siostrą wylądujecie na ulicy. Jeżeli będziecie udawać, że to wasze wspólne dziecko to spłacę wszystkie twoje długi nie tylko związane z kawiarenką i będziesz mieć wszystko. Twój wybór.-powiedział cwaniacko Blanco.
-No dobrze zgadzam się.-powiedziała zrezygnowana Ferro.
-Ja też.-dodał Federico.
**********************************************************************************************************
I tak prezentuje się nasza praca :D 
Nie sądziłam ze będzie to takie długie xD 
Ewka <33

piątek, 18 października 2013

Ona Part 4/ Kick cz.1/3 / Marta Z.

Dawno, dawno temu jeszcze za czasów króla Artura, jeden z hrabiów miał szesnastoletniego syna. Jego syna uważano za najprzystojniejszego chłopaka w całej Anglii. Chłopak miał gęste, długie, brązowe włosy, czekoladowe oczy. Był dobrze zbudowany i znał sie na fechtunku jak nikt. Tylko sam Król potrafił chłopaka pokonać.
                Pewnego dnia chłopak, wraz ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi Jerremy'm (Jerry)  i Miltonem wyruszył do sąsiedniego hrabstwa, by przekazać list od jego ojca. Mięli dostarczyć go w trzy tygodnie. Według szatyna dostali dość mało czasu. Tereny, przez które musieli przejechać były pełne rabusiów i zbirów. Szóstego dnia, kiedy prowadził ich Jerry zgubili drogę.
-Jerry! Jak mogłeś zgubić tą drogę?!!-wrzeszczał na niego Jack(tak miał na imię owy syn hrabiego
-No to po co dawałeś mi tak trudna rolę?!-odkrzyknął do niego
-Czyli jopienie sie na mapę i sprawdzenie czy dobrze idziemy to aż taka trudna sprawa?!-powiedział zdenerwowany
-Jack, dla niego tak! On przecież pomylił północ z zachodem i gdzieś nas wywiózł! Ale zaraz będziemy musieli znaleźć jakiś strumyk. Konie chcą pić-zawiadomił go rudowłosy przyjaciel.
-Masz rację-powiedział szatyn-Niedaleko chyba jest rzeka, bo słyszę szum wody-powiedział Brewer.(Bruer) Brewer to było jego nazwisko. Najbardziej szanowane i najbliższe Królowi Arturowi.
   Przyjaciele spięli konie i pocwałowali w stronę odgłosu.  Do rzeki dotarli po dziesięciu minutach jazdy.  W miejscu, w którym sie zatrzymali było łagodne zejście i plaża usypana z drobniutkich kamieni. Miejsce wydawało sie magiczne. Trójka chłopaków zeszła z koni i poprowadziła je do wodopoju. Sami tez z niego skorzystali. Postanowili spędzić tutaj jedną noc, żeby odnaleźć drogę i się naradzić. Rozłożyli się w cieniu drzew i zaczęli wpatrywać się w płynącą wodę. Było bardzo cicho. Jednak ten spokój po chwili został zmącony. Zobaczyli jak z drugiego brzegu z lasu wybiegają dwa konie-jeden czarny, a drugi biały. Na nich siedziały dwie dziewczyny, na oko w wieku szesnastu lat. Chłopaków nie zdziwiłby ten widok, gdyby nie to, że dziewczęta nie miały na sobie sukienek tylko spodnie i miały przy sobie broń. Brunetka miała miecz, a jasna szatynka łuk z strzałami. Nie zauważyły chłopaków, którzy patrzyli na nie z zainteresowaniem.
-Jak myślisz gdzie jest Kim?-spytała sie szatynka
-A bo ja wiem? Znasz ją. Zawsze jest wtedy kiedy chce.-powiedziała brunetka. - Pewnie próbuje zgubić Brody'ego. Nie daje jej spokoju.-powiedziała
-Taak. Palant. Powinien sobie odpuścić. Jak Kim sie wkurzy jest nieobliczalna! Jeszcze mu cos zrobi.-powiedziała szatynka 
-Noo. Ale to będzie jego wina-powiedziała i weszła do wody.-Czekaj tam ktoś jest!!!-powiedziała i szybko wyjęła miecz z pochwy. Podeszła do trzech chłopaków siedzących w cieniu drzew. Oni szybko wstali, ale nie zaciskali rąk na mieczach. Jak oni to mówili-to tylko dziewczyny.
-Kim jesteście i czego tu chcecie?-spytała się szatynka i napięła łuk celując w Miltona.
-Chcieliśmy się dostać do hrabiego Dartanią, ale oto ten facet pomylił drogi-powiedział Milton i wskazał na Jerry'ego
-Jaki tuman mógłby pomylić drogi? Jest tylko jedna droga, a ta jest prawie, że zarośnięta-powiedziała brunetka i spojrzała na nas podejrzliwie.
-No właśnie nie była!-powiedział zirytowany Jerry.- A to moja wina, że Jack podał mi mapę w dziwny sposób?!
-Dobra nie wnikamy. Poczekamy na Kim, ona powie co z wami zrobić-mruknęła brunetka.
  Chłopcy długo zastanawiali sie kto to jest ten tajemniczy "Kim". Obstawiali, że jest to jakiś wojownik, który zakrywa sie pod pseudonimem. Czekali przez godzinę... i nic. Po półtorej godziny przyleciał sokół, który usiadł na ramieniu brunetki.
-To sokół Kim.-mruknęła i odwiązała liścik, który był przywiązany do nóżki zwierzęcia.
"Droga Grace i Julio.
Sharon kazał wam przyjść. Normalnie to bym sie z wami spotkała, ale nie pozwolił mi jechać. Wiecie, z bratem sie kłócić nie będę. Wracajcie szybko.
Kim"

-Dobra chłopaki, musimy was zabrać do kryjówki-powiedziała brunetka-Sharon znowu coś wydziwia. Pewnie będzie paplał... nie wiem o czym.-zwróciła sie do szatynki.
-I wszystko jasne-mruknęła- Dobrze. Zawiążemy wam oczy i zabierzemy do naszej kryjówki. Zapakujcie sie i przeprawcie na drugą stronę. Każda próba ucieczki skończy się waszą śmiercią. Znamy ten las na pamięć i zanim skończy sie dzień będziecie martwi. -powiedziała szatynka
  Chłopaki tylko pokiwali twierdząco głowami. Dwie dziewczyny wpadły w oko Jerry'emu i Miltonowi. Było to widać, a jako pierwszy zauważył to Jack.
-Podobają wam sie one.-stwierdził
-A tobie nigdy żadna się nie podobała?-spytał sie Milton
-Stary, on się nie zakochuje.-powiedział Jerry
-Coś mi mówi, że niedługo spotkasz dziewczynę, w której sie zakochasz-powiedział Milton przymocowując siodło do swojego konia-Kwadracika.
-Nie sądze-mruknął szatyn i wskoczył na swojego rumaka- Asari
-Ja zgadzam sie z Miltonem. Kochany Jednorożcu(tak ma na imię koń Jerry'ego) wio na drugą stronę-rzekł Jerry siedząc na swoim koniu. Trzej chłopacy przeszli na swoich koniach na drugą stronę. Tam spotkały dwie dziewczyny czekające na nich.
-A jeśli mogę wiedzieć, jak macie na imię?-spytał się Jack spoglądając na dziewczyny trzymające czarne płótno
-Ja jestem Julia-powiedziała szatynka-A to jest Grace-wskazała na brunetkę
-Dobra dość tych ceregieli. Zawiążemy wam oczy i poprowadzimy do naszej kryjówki-powiedziała Grace i zawiązała oczy najpierw Jerry'emu, potem Miltonowi a na końcu Jack'owi. Potem pojechali do sekretnej kryjówki. Dotarli tam po paru minutach kłusowania. Opaski ściągnęły im dopiero przed tajemniczą jaskinią, która wyglądała na niebezpieczną. Dziewczyny nie przejęły sie tym tylko weszły w jej głąb. Chłopacy nie mając żadnego wyboru weszli za dwoma dziewczętami. Po przejściu paru metrów im oczom ukazała się przepiękna polana, wokół której pobudowano domy. Utworzyły one wielkie koło. Na przeciwko wejścia stał największy dom ze wszystkich, cały wyżłobiony w białej skale. Był przepiękny. Gdzieniegdzie były płaskorzeźby i rzeźby a wejście podtrzymywało kilka kolumn. Chłopcy i dziewczęta przywiązali konie do publiskich drzew. Potem chłopcy poszli za dziewczętami do Wielkiego Domu. W środku było jeszcze piękniej. Było wiele wykutych sal w których mieszkali wyżej postawieni ludzie. Potem zeszli schodami na dół, potem coraz niżej. Na ostatnim piętrze(choć tak właściwie było ich jeszcze dwa w dół) weszli do wielkiej sali, w której na wielkim rzeźbionym tronie siedział chłopak, blondyn o przenikliwych niebieskich oczach. Wokół niego było jeszcze paru innych ludzi. Naradzali się. Chłopak na oko miał z dwadzieścia pięć lat. Nie miała zarostu, był dobrze zbudowany i ubrany w zwykłą tunikę, spodnie i kozaki. Podobnie do innych ludzi, których chłopcy widzieli. Tylko dziewczęta chodziły w sukienkach. No może oprócz Julii i Grace, które były ubrane podobnie do chłopaków. Blondyna wyróżniało tylko to, że miał na głowie coś podobnego do korony.
-Sharon, jeśli nie przeszkadzamy, to kogoś przyprowadziłyśmy-powiedziała Grace. Chłopak od razu podniósł głowę i się uśmiechnął.
-Nie dziewczyny właśnie kończymy-powiedział -Słuchajcie musimy powiadomić o tym hrabiego. Pomyślcie jeszcze i mi powiedzie- dodał i odesłał ludzi. Każdy z nich ukłonił się przed nim i odszedł.-No więc, kim wy jesteście?-skierował pytanie do trzech chłopaków
-To jest syn hrabiego Wilhelma von Brewera, Jack von Brewer, ten brunet to przyjaciel rodziny hrabiego Jerremy El Martinez, a ja jestem też przyjacielem rodziny Milton David Krupnick ze Szkocji.-odpowiedział Milton
-Moi rodzice znali twojego ojca. Moja matka była przyjaciółka twojej, niestety zmarła ona osiem lat temu, jak zresztą mój ojciec-powiedział Sharon.-Witajcie w Ukrytym Mieście.
-Dlaczego jest to Ukryte Miasto?-spytał Jack
- Bo jest to miasto tych, którzy byli niewinni, a zostali skazani i uciekli, lub tych którzy są ścigani, tych którzy są narażeni na śmierć. Twoi i moi pradziadowie założyli to miasto kilkadziesiąt lat temu. Mieszka tu trzy tysiące ludzi. Tysiąc kobiet, pięćset dzieci(0-14 lat) i tysiąc pięćset wojowników. To miasto ma kilka pięter.-odpowiedział Sharon-Ale czego tu szukacie?
-Zabłądziliśmy, bo nasz przyjaciel-spojrzał na Jerry'ego- Źle odczytał mapę i na dodatek ją zgubił-odpowiedział Jack
-A dokąd żeście jechali?
-Do hrabiego  Dartanią z listem od mojego ojca-odpowiedział Brewer
-Zostańcie u nas trochę. Odpoczniecie i wyruszycie w dalszą drogę. Dam wam paru ludzi, żebyście odnaleźli drogę i ...
-Sharon mam to co chciałeś. Tutaj masz wyraźny wykaz, że mamy na przechowaniu mieczy dla tysiąca dwustu ludzi i sto włóczni. Nie wystarczy wszystkiego, a ty sie upierasz dalej swego. Poza tym nasz kowal zachorował, więc tydzień sobie poczekasz, bo drugiego wysłałeś do Wialendorfu po... po coś, bo już nie pamiętam. Według tych ksiąg z zapiskami powinno być gdzieś schowanych piędziesiąt maczug i kilkaset kolczug, ale ona są schowane na ostatnim piętrze. Masz tu wszystko jeśli mi nie wierzysz. Mogę juz iść?- do sali weszła drobna blondynka, ubrana w tunikę, spodnie i wysokie buty. U pasa miała przypięty miecz i bat. Podeszła do Sharona i wręczyła mu parę ksiąg i zwojów.
-Jak ty to zrobiłaś?! Normalnie to bym tego szukał z pół dnia! Jak ty to zrobiłaś?!-krzyknął niedowierzając
-Ma się swoje sposoby. Mogę już iść?- spytała blondynka. Nie zauważyła, że jest tutaj ktoś inny
-Wiesz... Nie musisz, bo wysłałem Grace i Julii wiadomość, żeby przyjechały i podpisałem sie pod ciebie. Nie zauważyłaś, że stoją tam-spytał i wskazał na dwie dziewczyny
-Nie bo ktoś zawrócił mi głowę papierami!- powiedziała
-Dobrze Kimi... Dziewczyny idźcie już, bo wiem, że piekliłyście się żeby się spotkać.-powiedział na co blondynka sie uśmiechnęła
-Dobra... A tamci to kto?- spytała stojąc nadal odwrócona tyłem do chłopaków
-Nasi goście. Poleć, żeby przygotowano i pokój i kolację.-powiedział. Blondynka kiwnęła głową i szybko opuściła salę. Razem z nią wyszły Grace i Julia
-To była moja siostra Kim. Od razu uprzedzam, że jeśli nazwiecie ją Kimberley to długo nie pożyjecie-zaśmiał się, a chłopacy tylko pokiwali głowami- no to na czym to ja skończyłem? Ach tak. Dam wam paru ludzi, żebyście odnaleźli drogę i bezpiecznie dotarli do hrabiego.-powiedział Sharon- Chodźcie oprowadzę was-powiedział i wstał z tronu
  Trójka chłopaków pierwszy raz widziała takiego króla. Nie kazał oprowadzać ich innym, tylko sam to zrobił. Zwracał się do każdego po imieniu i niektórzy ludzie nie kłaniali się przed nim tylko kiwali głowami na znak przywitania, albo uśmiechali się. Sharon był dla nich bardzo miły. Opowiedział im trochę o mieście i wyjaśnił parę rzeczy. Potem poprowadził ich w głąb lasu. Doszli do innej polany ogrodzonej płotem z zaostrzonych pali. Do środka weszli przez małe drzwi, usiedli w cieniu i zaczęli się przyglądać walce. W środku areny walczyły trzy dziewczyny-Grace, Julia i Kim. Szatynka i brunetka razem przeciwko samej Kim. Dziewczyna była o wiele wiele lepsza niż wie dziewczyny razem wzięte.
-Źle trzymasz miecz. Nadgarstki sztywno, bo jeszcze je sobie złamiesz-powiedziała Kim unikając ciosu
-Łatwo ci mówić!- krzyknęła Grace. Była już zmęczona. Na jej czole widać było krople potu. Tak samo jak u Julii. Kim natomiast nie wykazywała w ogóle zmęczenia. Cały czas unikała ciosów przyjaciółek robiąc najrozmaitsze sztuczki w powietrzu. Dziewczyna doskonale znała się na fechtunku i wschodnich sztukach walki. Jej umiejętności zrobiły wielkie wrażenie na Jack'u. Jeszcze nigdy nie widział takiej dziewczyny. Po paru minutach dziewczyna wytrąciła miecze z rąk przyjaciółek
-Wiesz co Kim? Następnym razem zrób trochę mniej męczący trening-powiedziała Julia-Gdybyście we mnie trafiały nie były byście zmęczone. Nietrafiony cios zabiera o wiele więcej energii niż taki który zostanie obroniony.-powiedziałam
-To dlatego w ogóle nas nie atakowałaś-powiedziała Grace
-No widzisz? -powiedziała Kim i się uśmiechnęła-Sharon co ty tu robisz?- spytała odwrócona plecami
-No nie mogę popatrzeć jak moja kochana siostrzyczka ćwiczy?- udał oburzenie
-Znam ten to... Co mam zrobić TYM razem?- spytała śmiesznie gestykulując
-Tym razem zajmiesz się naszymi gośćmi. Mnie wzywają obowiązki-odpowiedział jej brat
-Czyli mam robić za niańkę?- spytała
-Oni są w twoim wieku, więc wystarczy, że pokażesz im nasze miasto... Grace i Julia z chęcią ci pomogą... - powiedział
-Ugh... Gdybyś nie był moim bratem, to bym tego nie zrobiła. - mruknęła
-Ale miałyśmy jechać na wschodnie skrzydło!- krzyknęła Grace
-Pojedziemy z wami!- wypalił Jerry
-To dobry pomysł. Pokażecie im wschodnie skrzydło.- powiedział Sharon
-Okey...-mruknęła Julia.
  Król Ukrytego Miasta wraz ze swoimi gośćmi, swoją siostrą i jej przyjaciółkami wrócił do zamku. Pozostała szóstka dosiadła swoich koni i ruszyła na wschodnie skrzydło pod przewodnictwem Kim. Dziewczyna prowadziła swojego konia szybko. Kochała kiedy wiatr rozwiewał jej włosy. Czuła sie wtedy wolna. Puściła lejce i uniosła ręce do góry. Ufała swojemu koniowi. Był to piękny, czarny ogier z brązową grzywą. Nazywał się Arr. Do wschodniego skrzydła dotarli po dziesięciu minutach galopu. Pierwsi byli Kim i Jack. Ich konie były najszybsze i najbardziej wytrzymałe. Koń Jack'a to była klacz. Na resztę musieli chwile poczekać. Przy wschodnim skrzydle było wiele mężczyzn, którzy pracowali przy jaskini.
-To jest drugie wejście do miasta, ale zostało zawalone. Teraz je odgruzowujemy.-poinformowała Kim
-Czyli całe miasto jest ogrodzone Tymi kamiennymi murami?- spytał się Jack
-Tak-odrzekła krótko i zeskoczyła z konia. Brewer zrobił to samo. Obydwoje przywiązali swoje konie do drzewa i zaczekali na resztę. Musieli na nich czekać dziesięć minut. Potem poszła zobaczyć jak idą prace. Jack poszedł z nią, a Julia, Grace, Milton i Jerry. Dziewczyny zawsze zostawały, kiedy Kim szła zobaczyć jak idą prace. Jerry i Milton podobnie.
-Wy jesteście szlachcianami?- spytała się Grace
-Tak. Jack jest synem hrabiego-odpowiedział Jerry-A wy?- spytał
-Kiedyś nasze rodziny były szlacheckie, ale musieliśmy uciekać. Ukryłyśmy się w Ukrytym Mieście i już tu zostałyśmy.-powiedziała Julia
-A wasi rodzice?- spytał Milton
-Nie żyją.- odparła krótko Grace
-Tak mi przykro... Nie wiedzieliśmy...-tłumaczyli się chłopacy. Po chwili przytulili dziewczyny.
-A Kim? -spytał się Jerry
-Ona nigdy nie była w szlacheckiej rodzinie. Jej matka przyjaźniła się z żoną hrabiego, a jej babcia wraz babcią Jack'a założyły to miasto. Babcia Jack'a oddała to miasto we władanie swojej przyjaciółce i jej mężowi. Rodzice Kim i Sharona zginęli osiem lat temu broniąc przed śmiercią rodziców Jack'a- powiedziała Grace
-Ona musiała dużo przejść.-powiedział po chwili Milton. Jednak po chwili znowu zaczęli się śmiać i rozmawiać na inne tematy. Wspaniale się dogadywali. Można by rzec, że znali się wiele lat.
  Tymczasem u Jack'a i Kim. Blondynka i szatyn poszli zobaczyć jak idzie przy budowie. Brewer nie chciał, by blondynka szła sama. Według zwyczajów w jego hrabstwie kobiety nie wykonywały takich prac i czułby sie dziwnie widząc jak blondynka pracuje, a on zbija bąki. Towarzyszył jej wszędzie. Czasami nawet dziewczyna miała dość jego towarzystwa. Nie przywykła do tego, że ktoś za nią chodzi i chce jej pomóc. Chłopak bowiem cały czas ofiarował jej swoja pomoc. To w wejściu do jaskini, w otworzeniu wielkich dębowych drzwi, niesienia grubej księgi. Zazwyczaj to ona to wszystko robiła i czuła sie dziwnie kiedy ktoś ja wyręczał. Kiedy przeprowadziła "wywiad" usiadła w cieniu skały i zaczęła wszystko wpisywać w starą księgę. Jack przysiadł trochę dalej i rozmawiał z robotnikami. Po paru minutach dziewczyna przeniosła sie trochę dalej, bo przeszkadzał  jej gwar. W pewnej chwili z jaskini rozległ sie huk. Z góry muru posypały sie skały. Kim oddalona od wszystkich nie słyszała tego. Nie widział też, że spada na nią wielki głaz. Nie słyszała również jak zgromadzeni krzyczeli na nią. Po chwili poczuła tylko jak coś podnosi ją do góry, i robi wielki skok w którym ona i ta osoba poturlały się  trochę dalej. Kiedy dziewczyna sie otrząsnęła zobaczyła wielki głaz w miejscu, w którym siedziała. Potem poczuła czyjeś ręce na swojej talii. Odwróciła się i ujrzała Brewera.

 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To jest mój pierwszy OP :D
Będzie miał trzy części :D
Mam nadzieję, że się wam spodoba :D


Marta Z.

poniedziałek, 14 października 2013

One Part 3/ Leonetta pt. "Studia" / Ciasteczko0

Studia- czas ciężkiej pracy, dużo nauki, ciężkich prac domowych, dużo referatów i wiele innych. Violetta nie patrzyła na to z takiej perspektywy. To był dla niej cud, to było dla niej wielkie marzenie które miało się zaraz spełnić. Dziewczyna nie pochodziła z bogatej rodziny, ale też nie z biednej. Starczało im na wszystko czego potrzebowali. Dziewczyna właśnie wchodziła do recepcji odebrać klucze do akademika. Podchodząc zauważyła, że recepcjonistka rozmawia przez telefon. Z grzeczności postanowiła poczekać chwilę. Kobieta zauważając Castillo pożegnała się i rozłączyła.- Dzień dobry czy mogę klucz do pokoju nr 16?
-Tak już podaje.- podała dziewczynie klucz i dodała - Jest mała zmiana planów. Będziesz mieszkać z czterema innymi dziewczynami na twoim roczniku.
- Dziękuje za informację.
I poszła. Cały czas się zastanawiała kim są owe dziewczyny. Czy są miłe czy wręcz przeciwnie. Bała się, że będą to zadufane w sobie laleczki Barbie które nie wytrzymają sekundy bez tony makijażu na twarzy. Otwierając drzwi zaczęły drżeć jej dłonie ze strachu. Powoli otwierała je tak jakby za nimi czaiły się potwory czekając na to aby ją zjeść. Otworzyła a jej oczom ukazały się cztery zwykłe dziewczyny.
- Heeej - powiedziała przeciągając słowo.
- Hej. A to chyba ty jesteś właścicielką tego oto łózka- powiedziała blondynka i wskazała jedyne wolne łózko pod oknem. Nie miała innego wyjścia. Podeszła do niego i zaczęła się rozpakowywać. Violetta źle się czuła ponieważ każdy jej ruch obserwowały dziewczyny. Pierwsza odezwała się dziewczyna w prostych kruczoczarnych włosach.
- Cześć jestem Francesca , ale mówią na mnie Fran. To jest Camila , ale po prostu Cami-powiedziała i pokazała na dziewczynę z pięknymi długimi ognistoczerwonymi włosami.- To jest Natalia czyli Naty- wskazała na dziewczynę w czarnych lokach, a na sam koniec dodała- A to Ludmiła inaczej Ludmi.
- Miło mi. Ja jestem Violetta.- powiedziała nieśmiało.
Rozmawiały długi czas kiedy Castillo się rozpakowywała. Nawiązały wspólny temat. Można by powiedzieć, że są przyjaciółkami, i tak siebie po dzisiejszym dniu nazywały. Wieczorem kiedy Violetta leżała już w łóżku a dziewczyny już spały postanowiła włączyć swojego laptopa. Od dawna pisała z chłopakiem który okazał się być z jej uczelni. Był dostępny. Wydawałoby się, że czekał aż wejdzie.
- Hej – napisał chłopak
- O hej czekałeś długo?
- Żeby Cię nie okłamywać tak czekałem godzinę ale dla Ciebie warto.
- Wiesz, że już jestem na uczelni?- zapytała
- Nie bo nie widziałem Ciebie. Nie wiem jak wyglądasz.
- I się nie dowiesz- zaśmiała się dziewczyna.
Rozmawiało im się bardzo dobrze chociaż nie wiedzieli jak wyglądają. Wiedzieli o sobie wszystko. Ulubione kwiaty, ulubiona muzyka, co ich dręczy i inne ciekawe rzeczy. Rozmawiali ze sobą o wszystkim a zarazem o niczym. Nie mieli pewności, że osoba za ekranem jest stara bądź opowiada wszystko o czym piszą. Po skończonej rozmowie poszła spać.
Następny dzień
Castillo obudziła się pierwsza. Była 6:36. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Postanowiła, że obudzi dziewczyny,ale nie w normalny sposób. Ubrała się i poszła do kuchni po dwie pokrywki od garnków. Gdy schodziła usłyszała tłuczenie się szkła. Przestraszyła się, odskoczyła i wpadła na gaśnicę robiąc hałas. Trochę zabolały ją plecy. Weszła do kuchni i zobaczyła chłopaka ubranego w niebieską koszulę w czarną kratkę czarne rurki i czerwone converse. Włosy miał postawione na żel a oczy miały przepiękny zielony odcień.
- Hej obudziłem cię?
- Nie przyszłam po coś, ale już nieważne.
- Jestem Leon a ty?
- Violetta. Jesteś na pierwszym roczniku?
- Nie na drugim. A ty?
- Ja? Jestem na pierwszym.
- No to będziemy mieli razem lekcje. Pierwsze mają z drugimi. Trzecie z czwartymi a piąte osobno.
- No to fajnie. Poczekaj pomogę Ci.- powiedziała i wzięła się za zbieranie razem z chłopakiem szkła.
Gdy skończyli Verdas podziękował dziewczynie to zaczęła szukać dwóch denków. Gdy otworzyła górną szafkę wysypał jej się na twarz cynamon. Dziewczyna przestraszyła się i przewróciła się. Podszedł do niej Leon i chciał jej pomóc.
- Daj pomogę ci.
- Ale to boli.
To prawda całe oczy jej łzawiły. Szczypały ją i to nie było przyjemne. Chłopak wziął chustkę zmoczył ją wodą i zaczął przykładać mokrą szmatkę do oczu. Nie pomagało zbytnio. Posadził ją na blat i wziął nową. Zrobił tak samo jak poprzednio. Tylko tym razem się udało. Gdy zeskoczyła z blatu była tak blisko chłopaka, że czuła jego oddech na sobie. Popatrzył w jej oczy i zrobił to czego się nie spodziewała. Pocałował ją. Gdy oderwali się od siebie on powiedział- Podziękowanie? Jak tak to możesz mi zawsze dziękować.- i po chwili dodał - Masz piękne oczy.
- Przepraszam. Przypadek.- odpowiedziała dziewczyna po czym uciekła.
Wtargnęła do pokoju jak burza budząc przy tym dziewczyny.
- Co ty robisz jeszcze jest noc daj nam spać - krzyknęły wszystkie naraz.
- Ale jest już...- powiedziała i spojrzała na wyświetlacz telefonu- 7:20.
- Coo!? Nie zdążymy się ubrać!- krzyknęła Natalia.
Violetta zaśmiała się z dziewczyn. Roztargnione biegały po całym pokoju szukając swojej szafy. Szybko się ubrały i wybiegły z akademika. Została jedynie Violetta bo musiała przyszykować sobie książki gdyż nie miała czasu wieczorem. Spakowana do niewielkiej torby szybkim krokiem udała się do wyjścia. Zamknęła pokój i pobiegła w kierunku uczelni. Wchodząc na sale zobaczyła,że wokół grupki ludzi są zgromadzeni wszystkie studentki. Przechodząc zobaczyła ją Francesca. Wstała od chłopaka obejmującego ją i podbiegła po Castillo. Dziewczyna próbowała uniknąć spotkania z chłopakiem poznanego rano. Wiedziała, że tam jest więc dlatego się wymigiwała od podejścia do nich lecz na marne. Resto zaciągnęła ją tam siłą.
- Hej. To jest Violetta. Violetto to jest mój chłopak Marco- pokazała na chłopaka wcześniej ją obejmującego-To jest Federico - wskazała chłopaka obejmującego Ludmi- To Maxi- wskazała na chłopaka obejmującego Naty- A to Andres- wskazała na chłopaka obejmującego tym razem Camile- A to jedyny chłopak który nie ma dziewczyny Le...
- Znamy się.- odpowiedział zielonooki.
- To świetnie chodź siadaj.
Jedynie wolne miejsce było obok Leona. Zawiedziona usiadła obok chłopaka. Została zmierzona dużą ilością zimnych spojrzeń które następnie przeniosły się na Leona. Zdziwiła się.
- A więc nic o nas nie wiesz. Gramy z chłopakami w kosza , a Leon jest kapitanem- opowiedział Federico gdy zauważył zimne spojrzenia w kierunku dziewczyny. Każda chciała być z Leonem tylko dlatego, że był przystojny i grał w koszykówkę.
Koniec zajęć
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Te zajęcia były okropne tylko dlatego, że wokół jej przyjaciół jak i niej byli cały czas studenci. Tam gdzie Leon poszedł tam zgraja dziewczyn szła za nim. Denerwowało ją to. Jak zabrzmiał dzwonek z prędkością światła dziewczyna wyszła z zajęć. Szybko pobiegła do pokoju. Otworzyła drzwi i rzuciła się na łóżko. Chciała pobyć sama. Chwilę później ktoś zapukał do drzwi. Była pewna, że ktoś się pomylił. Kolejny raz. Była cicho aby ktoś pomyślał, że jej nie ma w pokoju. Miała rację. Tajemnicza osoba sobie poszła. Chciała popisać z chłopakiem poznanym przez internet. Odpaliła laptopa. Popatrzyła na listę znajomych. Był dostępny po pięciu sekundach.
- Heeej- napisał jako pierwszy.
- Hej co tam?
- Źle dziewczyna w której się zakochałem ma mnie w dupie.
- Ale jak to?- zdziwiła się.
- No tak to * opowiedział całą historię z rana *
Zdziwiona dziewczyna od razu po przeczytaniu wiadomości zamknęła laptopa. Nie podejrzewała, że ON to może być ON. Wiedziała, że ma na imię Leon, ale nie podejrzewała takich rzeczy. Otworzyła laptopa ponownie. Chciała go przeprosić za jej zachowanie i udawać, że nie wie kim on jest. Otworzyła ponownie rozmowę. Zobaczyła wiadomość 
* Czemu wyszłaś? *
 Był dostępny. Napisała.
- Przepraszam, że wyszłam, ale musiałam iść do łazienki- skłamała. Wiedziała, że to źle ale musiała.
- Spoko. Rozumiem.
- Wiem jak wyglądasz.
- Skąd wiesz?
- Rozmawiałam z Tobą.
- Rozmawiałem z wieloma dziewczynami. Powiedz szczegóły.
- A więc mogę tylko Ci powiedzieć, że jestem z pierwszego roku, ale to już wiesz. Nic więcej.
Napisała mu to i zamknęła laptopa. Dziewczyny nie wracały więc poszła spać.
Miesiąc później
Z dziewczyn pierwsza znowu obudziła się Violetta. Ubrała się w sukienkę na ramiączka koloru różowego, dżinsową kurteczkę i buty na koturnie koloru beżowego. Weszła do kuchni po pokrywki do obudzenia przyjaciółek , ponieważ ostatnio się nie udało. Weszła do kuchni i tam spotkała Leona.
- Hej- powiedziała. Chłopak zląkł się , ponieważ stał do niej plecami. Upuścił szklankę , w której była woda.
- Kurwa, kolejna szklanka.
- Ty to masz pecha.- zaśmiała się dziewczyna.
- No i to wielkiego.- zawtórował jej chłopak.
Szklanka którą chłopak trzymał rozbiła się na małe kawałeczki , a one wpadły pod blat. Dziewczyna schyliła się aby pomóc w zbieraniu potłuczonego naczynia .Wzięła chusteczkę do rąk aby się nie pokaleczyć. Chłopak w tym samym czasie również zaczął zbierać z podłogi kawałki szkła. Gdy wszystko było pozbierane do kuchni wtargnęła Ludmiła.
- Heeej. Przeszkodziłam w czymś?
- Nie ,nie ,nie.- odpowiedzieli razem.
- Tsaa jasne. Dobra nieważne. Dziś dziewczyny z chłopakami jadą do hotelu z chłopakami , a ja z Federico zostaje u nas ty dziś śpisz u Leona więc ... wara mi wejść do pokoju!-Wykrzyczała ostatnie zdanie i uciekła z kuchni jak oparzona.
- A moje zdanie się nie liczy?- powiedziała zrezygnowana Violetta.
- Aż tak zły jestem?
- Nie o to chodzi. Nie mam ciuchów.
- Spoko coś załatwimy.
Wychodzili razem z kuchni. Szybko pobiegli do pokoju dziewczyny. Chciała wejść. Drzwi były zamknięte. Pukali walili i nic. W końcu ktoś otworzył im drzwi , a tym kimś była wściekła Ludmiła.
- Czego chcecie mówiłam jasno, że dziś śpisz u Leona!- wykrzyczała zła dziewczyna.
- Ale daj mi chociaż komórkę, laptopa i ciuchy!- krzyknęła równie zła dziewczyna.
- Poczekaj chwilę.- zniknęła na chwilę za drzwiami. Po chwili wróciła z laptopem i komórką, ale bez ciuchów.
- Nie będę ci grzebać w szafie. Pa - powiedziała Ferro i zamknęła im drzwi przed nosem
- Chodź znajdziemy coś u mnie.
- A będzie coś dla mnie?
- Pewnie nie.- odpowiedział chłopak i się zaśmiał.
Podchodzili do pokoju 25. Mimo iż znali się krótko zachowywali się jak starzy przyjaciele. Znali się na wylot. Gdy wchodzili do pomieszczenia Castillo od razu wbiegła do łazienki. W tym samym czasie Verdas zaglądał do szafy. Znalazł tylko tam koszule, koszulki, spodnie i inne jego ciuchy. Gdy Violetta wyszła do łazienki zobaczyła, że przyjaciel nie ma dla niej przygotowanych ciuchów.
- To w co się ubiorę?
- Nie wiem może moją koszulę? Nic innego nie mam.- odpowiedział jej chłopak.
- Jeszcze co? Może mam chodzić nago?
- Mi by to nie przeszkadzało.- odpowiedział jej chłopak.
- Na serio? Daj mi lepiej jakąś koszule i nie gadaj tak- odpowiedziała dziewczyna i poszła się przebrać.On podobał się jej. Ona podobała się mu. Nie wiedzieli jak to sobie powiedzieć. Bali się, że popsuje im się ich przyjaźń. W końcu nadszedł ten dzień . On powie jej co do niej czuje. Dziewczyna wyszła z łazienki w samej koszuli Leona.
- I jak wyglądam ?
- Dla mnie możesz tak chodzić cały czas.- zaśmiał się chłopak. Tak naprawdę mówił prawdę. Chciał z nią chodzić, ale sam nie wie czemu woli dziewczynę od internetu.
- Podasz mi laptopa?- zapytała dziewczyna.
- Tak , tak. Masz - podał Violettcie przenośny komputer. Sam też odpalił laptopa. Spojrzał na listę dostępnych osób. Wypatrywał tej jednej dziewczyny. Zalogowała się więc do niej napisał.
- Heeeej.
- O patrzcie kto napisał- napisała dziewczyna.
- No bo chciałbym Ci coś powiedzieć/napisać.
- No wal śmiało- napisała.
- No bo podobają mi się dwie dziewczyny. Ta Violetta , o której Ci już pisałem i jeszcze jedna.
- Napisz jej to.
- Ale to nie takie proste.
- Proste i to bardzo.
- Kocham Cię. Zostaniesz moją dziewczyną?- napisał chłopak.
Dziewczyna automatycznie się wylogowała. Spodziewał się tego. Przecież tak naprawdę się nie znają. Nagle Castillo podniosła się rzuciła na szyję chłopakowi i powiedziała „Tak”
- Ale co tak?- zapytał zdezorientowany.
- To ja.
- Ale ja wiem, że to ty.
- To ze mną piszesz cały czas.- powiedziała i pocałowała chłopaka , a on odwzajemnił pocałunek.


_____________________
To jest mój One Part z Konkursu z  tej strony :D

Więc jestem nowa na tym blogu. To mój pierwszy blog więc mnie nie wyśmiejcie. W weekend razem z Ewką będziemy pracować nad wspólnym Partem więc za jakiś czas może się coś pojawić. Jeżeli chcecie żeby Ewki i mój part się pojawił to napiszcie w komentarzu.

/Ciasteczko0

One Part 2/ Naxi pt. ,,Jego serce zawsze będzie bić dla mnie''/ Ewka


Na około mnie białe ściany, białe zasłony, wszystko białe. To nie niebo, bardziej piekło, czyli szpital. Miejsce gdzie ludzie, zdrowieją lub umierają. Ja umieram, mam chore serce, a nie ma dawcy. Co się dziwić, kto zrezygnował by z życia. Na pewno nie ja, chyba że dla osoby którą naprawdę kocham, lecz tak też jest trudno. Dlaczego trudno? Przeszczep może się nie udać i zginą dwie niewinne osoby, dlatego ja nie chce by ktoś oddał za mnie życie. Nawet jeśli przeszczep się uda to ja będę mieć poczucie winny że ktoś nie żyje i to dlatego że ja stąpam jeszcze po tym świecie, a ten człowiek mógł by mieć tu piękne życie.
Moje przemyślenia przerwał Maxi- mój chłopak, wydaje mi się że on najbardziej cierpi.
-Hej.- powiedziałam zachrypniętym głosem i lekko się uśmiechnęłam.
-Cześć.- odpowiedział smutno i odwzajemnił mój gest. Wiedziałam że cierpi, wiedziałam że to moja wina. Jakbym go nie spotkała, nie zakochał by się we mnie, nie spędzilibyśmy ze sobą tyle wspaniałych chwil, no i najważniejsze, nie cierpiał by teraz. – Jak się czujesz?- spytał się mnie i pogładził mnie po policzku, na co ja się zarumieniłam.
-Bywało lepiej. Głowa mnie boli, i brzuch.- skarżyłam się, a chłopak mnie przytulił, będzie mi tego brakować gdy będę po tamtej stronie.
-Naty proszę nie odchodź ode mnie.- prosił mnie płaczliwym głosem Ponte. Chciałam mu powiedzieć że nigdy nie odejdę, że zawszę będę przy nim, ale nie mogłam.
-Maxi… Ja nie chce, ale Bóg uznał że na mnie już czas, ale zapamiętaj zawsze cię kochałam, kocham i będę cię kochała mimo że nie będzie mnie z tobą.- mówiłam, a jedna słona łza spłynęła mi po policzku, a mój chłopak ją otarł.
-Będę pamiętał obiecuję. Zaraz wracam, przynieść ci coś to picia?- zapytał się wstając, jak ja go kocham.
-Sok pomarańczowy.- poprosiłam go, a on uśmiechną się po czym wyszedł. Miałam czas by wszystko przemyśleć. Kocham go, ale muszę odejść tym samym go krzywdząc. Lecz wiem że on da sobie rade, jest silny, na pewno znajdzie sobie kogoś kogo pokocha i będzie miał z tą osobą śliczne dzieci. Na pewno. Ja to wiem.
Do mojej Sali wpadł lekarz z uśmiechem, popatrzyłam się na niego dziwnie, a on jeszcze szerzej się uśmiechną.
-Mamy dawce!- wykrzykną na cały szpital. Czyli że przeżyje. Nie, nie mogę odebrać komuś życia, mimo że nie chce zostawić tego wszystkiego czego tu mam, to nie mogę.
-Ja…Ja nie mogę.- wyksztusiłam.
-Naty ten człowiek powiedział że woli oddać za kogoś życie niż żyć bez ukochanej osoby którą traci.- oznajmił lekarz.- Wiem że nie chcesz mieć poczucia winny, ale nie martw się, ty masz dla kogo żyć, nie możesz tego zostawić, a dawca jest już gotowy.- powiedział facet w białym fartuchu.
-Zgoda…- powiedziałam ze łzami w oczach. Robię to dla Maxi’ego, nie chce by cierpiał więc to zrobię. Będziemy razem żyć długo i szczęśliwie, mam taką nadzieje..
-To pożegnaj się z chłopakiem i idziemy.- lekarz wyszedł, a po moich policzkach mimowolnie spłynęło kilka  drobnych, słonych łez.
-Kochanie wszystko będzie dobrze, pamiętaj moje serce zawsze będzie bić dla ciebie.- pocieszał mnie chłopak po czym pocałował mnie. Ten pocałunek był słodki, namiętny, delikatny, wszystko w jednym. Właśnie za to go kochałam, co nie zrobi prędzej czy później okaże się dobre.- Pa.- powiedział i wyszedł.
-Pa.- wyszeptałam sama do siebie. Nie do końca zrozumiałam ostatnie słowa chłopaka, że jego serce zawsze będzie bić dla mnie, wydaje mi się że nie chodziło tylko o miłość lecz o coś jeszcze, coś zupełnie innego.
Operacja trwała już 3 godziny, a ja patrzyłam na nią z góry. Wszystko szło dobrze, ale coś mnie bolało, tak w duszy. Nawet nie wiedziałam kim jest dawca, ile miał lat, jak się nazywał czy wyglądał. Nie wiedziałam nico tym człowieku.
Wszystko powiodło się pomyślnie, a ja jestem teraz w śpiączce. Słyszę jag osoby na de mną, coś mówią do siebie, lecz nie słyszę tego pięknego głosu. Nie słyszę głosu najważniejszej dla mnie osoby. Może  nie chce się dołączyć do rozmowy? A może go tam nie ma? Starałam się poruszyć lecz nie dawałam rady. Tak jakby ktoś mnie trzymał lub była bym przykuta do łóżka. Po kilku próbach wreszcie udało mi się otworzyć oczy.
-Hej.- wychrypiałam, a wszystkie oczy zwróciły się w moja stronę. Lecz brakowało jednej pary oczu, głębokich brązowych oczu.
-Matko kochanie, ale żeś my się martwili.- powiedziała moja mama i mnie przytuliła. Ja nie zwracałam uwagi na nich, chciałam tylko usłyszeć głos tego chłopaka, właściciela pięknych oczu.
-Gdzie Maxi?- spytałam. Na twarzach wszystkich pojawił się smutek. Co się stało? Ja nie wiedziałam. Ale wiem że gdzieś on tu jest, słyszę bicie jego serca, które zawsze bije w ten sam rytm.

-Kochanie…-pierwszy odezwał się tata.- wiesz kto był dawcą?- spytał się, a do mnie wszystko dotarło. Nie usłyszę już jego pięknego głosu, nie usłyszę jak śpiewa, jak się śmieje. Nie usłyszę już tego głosu bo on zamilkł na wieki… Nie zobaczę jego głębokich czekoladowych oczu w których codziennie był ten niesamowity blask, nie zobaczę już tych oczu z których tryskała energia. Nie zobaczę ich już bo one zamknęły się na zawsze… Nie zobaczę go, nie przytulę, nie pocałuję, nie wyżalę, nie porozmawiam, nie nawrzeszczę na niego, nie pogodzę się z nim. On już nie żyje, a my nie możemy się spotkać. Wreszcie zrozumiałam jego słowa jego serce zawsze będzie bić dla mnie, a ja nie pozwolę by on zmarł na daremne. Będę żyć i czekać na śmierć by się z nim spotkać…
***************************************************************************
O to kolejny OP w moim wykonaniu :D
Pisałam go o 2 w nocy xD 
Nadal zapraszam na nabór! Więcej w poprzednim OP o Maracesce ! 
Ewka<33

wtorek, 8 października 2013

Part 1/ Maracesca: ,,Chatka w lesie''/ Ewka + Nabór!

Wiatr przedzierał się przez szczeliny ścian drewnianej chatki wydając charakterystyczny świst. Gałęzie stukały o popękane szyby, jag by ktoś chciał by osoba w środku tam wyszła. Tak była tam osoba, dziewczyna, drobna z ciemnymi oczami i włosami, skulona w kącie. Co robiła w samym sercu lasu? Proste uciekła. Miała dość swojej rodziny która jej nie doceniała, chciała być kochana, lecz nikt nie chciał jej pokochać. Brunetka skuliła się jeszcze bardziej, gdy na polu rozpadała się ulewa. Po policzkach dziewczyny zaczęły płynąć łzy, jedna, druga, trzecia, zrobiły sobie ścieżkę na blado różowym poliku brunetki. Płakał, ale nie z tęsknoty, za rodziną czy przyjaciółmi. Płakała ze strachu. Tej nocy rozpętała się straszna burza, pioruny uderzały co 2 sekundy. Francesca- bo tak miała na imię dziewczyna- wiedziała że nie będzie to spokojna noc.
Tym samym lasem szedł chłopak. Był na grzybach lecz rozpętała się burza, dlatego szuka miejsca na schronienie. Mimo że jest noc, mimo że może zginąć, to jest uśmiechnięty, sam nie wie dlaczego ale jest.  Chłopak doszedł do małej rozlatującej się chatki w samym sercu lasu. To była jego jedyna deska ratunku. Pchną drzwi które spadły na zimną posadzkę z hukiem.
-Aaaa!- krzyknęła drobna dziewczyna skulona w koncie pomieszczenia. Chłopak podszedł do niej i klękną obok szatynki.
-Cześć.- powiedział łagodnym głosem. Francesca podniosła wzrok na chłopaka, miał kruczo czarne włosy, głębokie brązowe oczy i uśmiech, który dodał dziewczynie odwagi.
-Hej.- przywitała się nieśmiało, spuszczając wzrok. Chłopak patrzył na dziewczynę, lustrował ją wzrokiem, miała na sobie czarne rurki, biały zadurzy sweter z czarnym sercem, a we włosach miała opaskę z kokardą- czarną. Jej policzki było różowe z zimna, tak samo jak czubek jej nosa, a piękne, duże, czekoladowe oczy dodawały brunetce uroku.
-Jestem Marco.- przedstawił się chłopak i wyciągną do dziewczyny rękę. Francesca popatrzyła niepewnie na wysuniętą dłoń towarzysza i uścisnęła ją lekko.
-Francesca.- wymamrotała tak cicho że chłopak ledwo co usłyszał. 
-Co tu robisz? W środku lasu? W burze? W nocy?- wypytywał ją Marco, na samo wspomnienie dziewczynie zaczęły lecieć przeźroczyste łzy.- Ja…nie chciałem…przepraszam.- powiedział zdezorientowany chłopak. Nie chciał w żaden sposób urazić dziewczyny, ani ją zasmucić.
-Uciekłam z domu...- oznajmiła łamiącym się głosem. Brunet spojrzał na nią zdziwiony.
-Mogę wiedzieć dlaczego?- spytał łagodnym głosem i posłał dziewczynie lekki uśmiech, który dodał dziewczynie otuchy. Po chwili zaczęła mu wszystko opowiadać.
/retrospekcja//rano/
-Franses!- wołała mama dziewczyny z dołu przekręcając jej imię, co roiła bardzo często.
-Jestem Francesca! F R A N C E S C A! FRANCESCA! Czy aż tak trudno to zapamiętać! Mylisz moje imię od 17 lat!- krzyknęła wściekła brunetka. Jej rodzice nie przejmowali się nią, dla nich najważniejsze były pieniądze. To co robiła tutaj dziewczyna? Proste w sylwestra za dużo wypili.
-Nie ważne! W ogóle mnie to nie obchodzi! Który jest dzisiaj?- warknęła zdenerwowana. Brunetka miała małą nadzieje że jednak pamiętają o jej urodzinach, które były właśnie dzisiaj.
- Siódmy września, a co?- mówiła z nadzieją w głosie i cieniem uśmiechu.
-Dziś miałam iść do kosmetyczki! Masz posprzątać na strychu! A no właśnie przypomniało mi się…- zaczęła wchodząc do pokoju dziewczyny. ,,Przypomniało jej się? Mam nadzieje że to że dzisiaj mam urodziny.’’- Razem z tatą znaleźliśmy ci chłopaka, pochodzi z bardzo bogatej rodziny! Nie możesz odmówić i za rok bierzecie ślub!- ogłosiła, a brunetce szczęka opadła, a jej matka wyszła tak po prostu z pomieszczenia. ,,Tego już za wiele!’’ pomyślała i zaczęła się pakować, nie wzięła dużo ciuchów tylko jeden mały neseser i wybiegła z domu. Biegła przez pite 4 godziny, ale jej to nie przeszkadzał, chciała jak najszybciej uciec z tego przeklętego miasta.
Biegła i biegła, aż dobiegła do tego domku, w samą porę bo chwile później na polu rozpętała się wielka burza.
/Teraźniejszość/
Francesca skończyła opowiadać, a po jej policzkach znowu zaczęły spływać łzy. Chłopak nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Wiedział że nie może powiedzieć ,,będzie dobrze’’ bo wtedy okłamał by dziewczynę, dlatego nic nie mówił lecz ją przytulił. Mimo że znali się od kilku godzin czuli się swobodnie w swoim towarzystwie.


Siedzieli tak przytuleni do siebie dopóki telefon chłopaka nie zaczął wibrować zwiastując że dostał SMS. Chłopak spojrzał na dziewczynę która spała, lekko i powoli od niej odkleił i spojrzał na telefon. Dostał wiadomość od swojej mamy.
,,Marco?! Wszystko dobrze?! Wracaj szybko!’’
Chłopak nie wiedział co robić, z jednej strony nie chciał by jego rodzicielka się martwiła, a z drugiej nie mógł zostawić tutaj samej dziewczyny. To była jedna z najtrudniejszych decyzji jakie musiał podjąć.

- No właśnie tak poznałem waszą matkę!- ogłosił Marco do swoich dzieci. 10 letniej córeczki- Amelki i 8 letniego synka Rico.
- Co?! Ale jaką decyzje podjąłeś?!- dopytywała się mała dziewczynka, na co jej ojciec się zaśmiał.
- Sami się domyślcie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Proszę o tu mój pierwszy One Part!
Wiem że jest krótki i beznadziejny ale jest :)
Sami sobie do powiedzcie co mogło być dalej xD 
Robię nabór do bloga!!!
Zasady:
-Musisz napisać One Part o obojętnie czym( o Violettcie (Naxi, Leonetta, Maracesca, Bromi itp.) o Z kopyta( Kick, no i jak kto połączy resztę xD, o Austinie i Ally( no i też pary) lub o zupełnie innym serialu.
- W zgłoszeniu musi być One Part, czy macie doświadczenie w pisaniu, jeśli tak to jakie blogi prowadzicie ile razy w miesiącu dalibyście rade dodawać. Ma być tam również para o której pisalibyście One Party( każdy pisze o własnej parze by nie było czegoś takiego że dajmy na to 3 razy w tygodniu pojawił się part o Naxi a o innej parze nie.) i swoje gg lub inny kontakt, może być e-mail, Gmail, a nawet skype.
Zgłoszenia przyjmuje do 25 października, lecz jeżeli ktoś bardzo mi się spodoba to szybciej go dodam do bloga :D 
Zgłoszenia wysyłajcie na moje gg: 46256973
lub na mój e-mail: ewcia1503@interia.pl
Ewka <33